Jazda tramwajem coraz bardziej przypomina grę w rosyjską ruletkę. Wczoraj pasażerowie znów otarli się o śmierć. Zmierzająca od Chorzowa "jedenastka" na wysokości Stadionu Śląskiego wjechała na zwrotnicę i... "zgubiła" jeden wagon, który po chwili uderzył w czoło składu powodując wykolejenie. Trzynaście osób trafiło do szpitala. Pasażerowie są przerażeni. Tramwajarze robią tymczasem dobrą minę i wskazują na uspokajające statystyki.
Do wypadku doszło krótko po godzinie 9. Wypełniony pasażerami tramwaj właśnie mijał pętlę na wysokości Stadionu. Nie jechał zbyt szybko, lecz i tak siła uderzenia była potężna.
- Niektórzy pasażerowie spadli z siedzeń lub wpadli w dziury w podłodze, wcześniej przykrytej blachą. Spod podłogi wydobywał się gryzący dym. Słychać było krzyki i przeraźliwy płacz dzieci - relacjonuje nasza redakcyjna koleżanka Katarzyna Pachelska, która jechała feralną "jedenastką".
Z jej relacji wynika, że tramwaj ruszył z przystanku i jechał ok. 15-20 km na godzinę.
- W drugim wagonie, w którym jechałam, nie było zbyt wielu osób, większość siedziała, kilka osób stało - relacjonuje Katarzyna. - Kiedy już prawie mijaliśmy pętlę, wagonem bardzo mocno szarpnęło w bok. Zakołysał się i uderzył w tył pierwszego wagonu. Siła uderzenia odrzuciła torbę, którą miałam na kolanach, aż na przód wagonu. Razem ze starszym panem otworzyliśmy siłą jedne z drzwi. Na zewnątrz na torach siedzieli już ranni pasażerowie pierwszego wagonu.
Ranni i zszokowani wypadkiem ludzie kładli się na trawie. Kilka kobiet miało rany nóg, krwawienie tamowały chusteczkami higienicznymi. - Motorniczy "jedenastki" z trudem ukrywał emocje, ręce trzęsły mu się tak, że nie mógł utrzymać telefonu komórkowego - przyznaje nasza redakcyjna koleżanka. - Pierwsza karetka przyjechała bardzo szybko, sanitariusze biegali od jednego rannego do drugiego, na szczęście szybko nadjechały kolejne karetki i policja.
Poszkodowanych przewieziono do Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie. Większość jeszcze wczoraj została zwolniona do domu, ale dwie osoby pozostaną na obserwacji.
- Jedna z nich ma uraz kręgu lędźwiowego, druga ogólne potłuczenia - mówi Romuald Romuszyński, dyrektor szpitala. Na obserwację trafił też motorniczy.
- Zdenerwował się wypadkiem i dostał bólów zamostkowych, podobnych do tych, które zwiastują zawał serca. Zrobiono mu wszystkie niezbędne badania, ale za jakiś czas trzeba będzie je powtórzyć - wyjaśnia Romuszyński.
Przyczyny wczorajszego wypadku badać będzie komisja Tramwajów Śląskich. Od obecnych na miejscu pracowników obsługi technicznej można było jednak usłyszeć, iż winne było pęknięcie śruby w zwrotnicy.
- Kiedyś wypadki takie jak ten zdarzały się tylko w zimie lub gdy panowały trudne warunki atmosferyczne. Teraz są na porządku dziennym - mówił jeden z nich.
- Ty, k... - krzyczał do kolegi z "jedenastki" motorniczy innego tramwaju. - A ja tutaj ostatnio zap..., bo miałem opóźnienie!
Na dodatek, żeby postawić tramwaj z powrotem na torach, trzeba było czekać na dźwig z Gliwic. W Katowicach takiego nie ma.
Od początku roku do połowy czerwca w naszym regionie doszło do przeszło czterdziestu wypadków i 262 kolizji z udziałem tramwajów. Prawdziwa "czarna seria" trwa w Katowicach.
W ciągu kilku zaledwie tygodni tramwaje dwukrotnie wypadły z torowiska obok kinoteatru "Rialto", a przy pl. Wolności wykolejona "jedenastka" staranowała grupę przechodniów. To istny cud, że nikt nie zginął.
Tramwajarze próbują uspokajać pasażerów, powołując się na statystyki. Te zaś wskazują, iż zdarzeń z udziałem tramwajów jest znacznie mniej niż przed rokiem - w pierwszych sześciu miesiącach roku 2007 kolizji było 485.
- Znacznie rzadziej do kolizji dochodziło też z winy motorniczych. Obecnie jedna kolizja spowodowana przez motorniczego przypada na 300 tysięcy przejechanych kilometrów - podkreśla Marek Kilijański z działu ruchu Tramwajów Śląskich. Jak dodaje, co roku wszyscy motorniczy muszą zaliczyć obowiązkowe szkolenie (tzw. instrukcje), przypominając sobie zasady ruchu drogowego.
- W ich trakcie analizujemy najbardziej drastyczne wypadki, do jakich doszło w ubiegłym roku z udziałem tramwajów - wyjaśnia Kilijański.
To jednak nie przekonuje pasażerów. Dla nich liczą się nie liczby, lecz poczucie bezpieczeństwa. A tego nie mogą być pewni słuchając doniesień o kolejnych wykolejeniach.
- Na rozpadających się torach, które są tak pogięte, że jadąc można dostać choroby morskiej, podróżuje się w wozach pamiętających lata 80. Trudno się dziwić, że tak to się kończy - komentują.
Ich opinie potwierdza opublikowany w ubiegłym roku na zlecenie KZK GOP raport firmy Ernst&Young. Eksperci nie pozostawiają złudzeń: 10 procent torowisk w regionie kwalifikuje się do pilnego remontu (potrzeba na to około 200 milionów złotych). Przedstawiciele Tramwajów Śląskich przyznają, iż są miejsca, gdzie stan torowiska nie jest "zadowalający". Zdecydowanie zaprzeczają jednak, że to właśnie jest przyczyną ostatnich wypadków.
- Każdy przypadek jest inny. Zawinić może człowiek, wagon, bądź stan infrastruktury. Czasem zresztą nawet leżący na torach kamień, niezauważony przez motorniczego może spowodować wykolejenie się tramwaju - mówi Kilijański.
Pytanie, czy tramwajarze sami wierzą w swoje zapewnienia. Po drugim wypadku przy katowickim "Rialcie" w feralnym miejscu ograniczono dopuszczalną prędkość. Zdecydowano też o przyśpieszeniu wymiany ponad 30 metrów torowiska. To kropla w morzu potrzeb - do 2013 roku w Katowicach wymienionych powinno zostać 31 kilometrów torowiska i sieci. W tym roku jak na razie wymieniono niespełna 900 metrów szyn, trzy rozjazdy i niecałe 6 tysięcy metrów sieci.
- Muszą upłynąć cztery lata, by pasażerowie odczuli rezultaty programu naprawczego. Do tego czasu w taborze pojawi się około 25 nowych wozów, drugie tyle używanych, ale wciąż jeszcze nowoczesnych wagonów; wyremontowane zostaną też kolejne odcinki torowisk - przyznaje Alodia Ostroch z KZK GOP.
Nie ma odwrotu od tramwaju
Alodia Ostroch, rzeczniczka KZK GOP
Mimo ostatniej serii wypadków z udziałem tramwajów nadal zamierzamy je promować. Na całym świecie tramwaj to najlepszy rodzaj transportu w aglomeracji - szybki, tani i potrafiący przewieźć na raz największą ilość pasażerów. Wieloletnie zaniedbania ze strony poprzedniego właściciela spółki Tramwaje Śląskie, tj. Ministerstwa Skarbu, skutkują tym, iż jest obecnie mocno niedoinwestowana. Przejęcie akcji przez gminy to był ostatni dzwonek, aby coś z tym zrobić. Górnośląski Związek Metropolitalny wystąpił do Ministerstwa Infrastruktury o unijne pieniądze. Mamy obiecane 100 mln zł, drugie tyle mają dać gminy. Stanu infrastruktury tramwajowej nie da się jednak szybko poprawić.
OPINIE: Trumny na szynach
Katarzyna Pachelska, dziennikarka działu Opinie
Miałam nieprzyjemność jechać wczoraj tramwajem linii 11, który wykoleił się koło Stadionu Śląskiego w Chorzowie. Na szczęście nic mi się nie stało, w odróżnieniu od 13 innych osób, które zostały odwiezione do szpitala.
Nasze tramwaje to jeżdżące trumny, a władze KZK GOP i Tramwajów Śląskich chyba tylko czekają, aż zdarzy się wypadek, w którym zginą ludzie. Wtedy pewnie okaże się, że pieniądze na wymianę torów znajdą się błyskawicznie. Bo u nas tak jest zawsze: mądry Polak po tragedii.
Wczoraj mieliśmy szczęście w nieszczęściu, bo nawet nie chcę sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby z przeciwka jechał inny tramwaj, a jego motorniczy (nie chcąc zapłacić kilkudziesięciu złotych kary za opóźnienie) rozwinął nadmierną prędkość. Gdyby w dodatku wybuchł pożar, gasilibyśmy go własnymi ciuchami, bo gaśnica z drugiego wagonu, którą pracownicy techniczni chcieli ugasić trawę (zapaliła się podczas spawania) okazała się niesprawna.
Wczoraj specjaliści i ważni dyrektorzy z Tramwajów z wielką uwagą pochylali się nad zwrotnicą, w której - według pracowników pogotowia technicznego, wezwanych do ustawienia tramwajów na tory - pękła śruba, co spowodowało wykolejenie pojazdu.
Stan techniczny torowisk jest tragiczny. Wymagają one jak najszybszej wymiany. Nie ma co deliberować o nowym taborze i tablicach świetlnych pokazujących opóźnienia tramwajów (co pokazałyby wczoraj? Pięć godzin opóźnienia?), tylko brać się do roboty.
Wiem już jedno: w tym tygodniu kupuję auto i moja noga w tramwaju nie postanie. A tym, którzy są skazani na trumny na torach (i motorniczym również) szczerze współczuję.
OPINIE: Bez trzymanki
Agata Pustułka, redaktor działu wydarzeń
"Nowy sport ekstremalny - jazda Tramwajami Śląskimi". "Wciąż czekamy na ofiarę śmiertelną, może wtedy ktoś pomyśli o pasażerach". To dwa spośród wielu komentarzy inter- nautów, jakie wczoraj pojawiły się pod informacją poświęconą kolejnemu wypadkowi tramwajowemu, w wyniku którego trzynaście osób trafiło do szpitala.
Słowo skandal to najdelikatniejsze określenie sytuacji. Dyrekcja Tramwajów już dawno powinna ze wstydu podać się do dymisji, a tak naprawdę, to powinna z hukiem wylecieć z roboty. Bo nie jest w stanie zapewnić pasażerom bezpieczeństwa i nie ma absolutnie pomysłu, by przerwać czarną serię coraz groźniejszych wypadków komunikacyjnych.
Podróż tramwajami po miastach województwa śląskiego stała się bardziej ryzykowna od jazdy na trasie rajdu Paryż-Dakar. Nie ma tygodnia bez informacji o kolejnej tramwajowej wywrotce.
Tymczasem codziennie z przejazdów korzysta tysiące mieszkańców województwa śląskiego. Choć coraz więcej płacimy za bilety, jeździmy starociami po fatalnych, nie remontowanych od lat torowiskach. I rzeczywiście chyba musi ktoś zginąć, żeby dyrekcja Tramwajów Śląskich podjęła zdecydowane kroki, które szybko poprawią sytuację. Bardzo łatwo, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności, igra się czyimś zdrowiem.
Okazuje się, że nie tylko nie potrafimy zbudować autostrad. Nie potrafimy też zadbać o to, co już zdołaliśmy wybudować. Szkoda tylko, że w tym miejscu nie mogę wezwać do powszechnego bojkotu tramwajów i rezygnacji z kupna biletów